piątek, 19 września 2014

:Baltikon:

 Przepraszam że tak późno,ale cóż-praca 12 godzin dziennie. I wszystko jasne prawda?


Dwa dni przed konwentem napisał do mnie Jeremi, czy jadę do Sopotu na jakąś imprezę której ni cholery nie kojarzyłem,nie wiedziałem czym jest i czego mogę się spodziewać.
Jak większość ludzi których zaczepialiśmy wie,wybrałem się tam tylko po to aby świętować zdanie matury i dostanie się na studia przez moją skromną(pff,jakie tam skromną) osobę.

Czego się spodziewałem? Dużej imprezy,sporej dawki alkoholu i zabawy do białego rana w dobrym towarzystwie. Takie wrażenia wyniosłem z Tetconu - jedynego konwentu na którym byłem przed Baltikonem.

Była to duża impreza,praktycznie bezalkoholowa,prawie w pełni legalna,z wspaniałymi ludźmi których zapamiętam na długo,ponad to spełniła prawie wszystkie wymagania,które,będąc już na miejscu postawiłem przed nią.Mało tego,uważam ją za najlepszy event tego roku,na którym się pojawiłem o którym wiedziałem i na którym byli moi znajomi. Ale od początku.

Cały nasz wyjazd planowaliśmy na godzinę 8:03 z PKP z Tczewa. Zaspani,zmęczeni na próżno szukający miejsc siedzących w pociągu spoczęliśmy na podłodze między wagonami. Droga minęła nam stosunkowo szybko,w końcu mieliśmy o czym rozmawiać jak i odległość nie była duża.
Wysiadając na Dworcu Głównym w Gdańsku,standardowo, skierowaliśmy się do strefy w której teoretycznie nie jest wstanie nas zatrzymać ani policja ani Straż Miejska (tych ważniaków to szczególnie nie lubię,nic nie robią,biorą kasę a i jeszcze za super bohaterów i strażników wolności się mają) za palenie papierosów "w miejscu publicznym". Spaliliśmy,papierosy dość szybko ponieważ jak najszybciej chcieliśmy dostać się do Sopotu. I tu zaczyna się nasza przygoda z kochanymi pozytywnymi ludkami.
Tylko przez to że jestem Ciotą i nie potrafiłem w porę skasować biletu na SKM'kę poznaliśmy pierwszą parę ludzi, Nadzieję i jej chłopaka, którego imienia nie mogę sobie przypomnieć. Później dołączył do nas Antyklerykalny-zielonowłosy z czerwonymi rogami koleś który był przedstawicielem czegoś tam. Świetny koleś, Po prostu siedział i wszystkim dookoła chciało się śmiać. Perukę miał tak dopasowaną że zakrywała praktycznie całą część twarz po za ustami i gdy tylko coś mówił wszyscy ryczeliśmy ze śmiech,dopełniłem tej postaci było dość nietypowe (idealnie pasujące do mojego) poczucie humoru. No i miny ludzi którzy mijali go w pociągu były piękne,przypuszczam że do teraz nie są pewni czy nie był czasem zbiorą halucynacją albo pomyleńcem który uciekł z psychiatryka. Ale takich właśnie lubię najbardziej.


W piątkę ( Ja, Jeremi ,Hope jej chłopak, i Zbiorowa Halucynacja) doszliśmy do szkoły w której był konwent,grzecznie wbiliśmy bez kolejki obiecując komuś że pójdziemy na jego wykład,lecz gdy tylko znaleźliśmy się w środku znikliśmy jakby pod peleryną niewidką i tyle nas widział. Może i to nie było do końca grzeczne,czy etyczne ale jakoś nijak mi się chciało siedzieć na czymś,na co wpuszcza się losowe osoby bez kolejek tylko po to aby sala nie była pusta gdy ktoś będzie mówił. No ludzie dajcie spokój,wszak to nie jakiś apel szkolny na którym siedzisz żeby jak najwięcej matmy Ci minęło, w każdym razie jak tylko wbilśmy do środka i kupiliśmy bilety a bardziej opaski wstępu,(co moim zdaniem jest strzałem w dziesiątkę zwłaszcza że mam tendencję do gubienia absolutnie wszystkiego) zaczęliśmy buszować po piętrach. Jeden pokój,drugi pokój , i tak ciągle. Coś pięknego. Każdy znalazł coś dla siebie. Ale gdzieś w trakcie uciekła nam Nadzieja,której byliśmy "opiekunami" i chcąc zapalić papierosa,pod przykrywką poszukania jej (tak,ja i Jeremi musimy czuć,że gdy robimy coś absolutnie mało ważnego,destrukcyjnego czy mało ambitnego,że służy to wyższemu celowi i jest ważne-nie tylko dla nas,ale też dla ludzi dookoła nas.

Spokojnie sobie paląc poznaliśmy dziewczynę która była przebrana za coś tam z Lol'a,nie gram w to,więc nie wiem jak nazywała się ta postać a Dżiks (tak nam się przedstawiła) utwardziła mnie w przekonaniu,że ludzie tam przebywający,są pozytwnie powaleni.
Z Dżiks zaliczyliśmy Larp,mój pierwszy Larp (czyli gre pół real pół plansza) w życiu. Szczerze? POLECAM! Można się przy tym świetnie bawić a wcielając się w po szczególne postacie na chwię traci się kontak z rzeczywistością i przenosi w świat wymyślony przez GM'am. O ile ktoś się wczuje i traktuje taką grę poważnie.

Po Larp'ie robiliśmy to co zawsze-biegaliśmy,wszędzie byliśmy i poznawaliśmy ludzi. W szczególności zapamiętałem "króliczka" czyli dziewczynę która miała przesłodki strój królika a ponzałem ją przez "free hugs'sy" które bojkotowałem na konwencie,dziewczynę która nie dokońca wiem za co była przebrana ale miała Bao Bao, pandę z którą wszędzie chodziła i spała,co mi się mega podobało ze względu na nutkę dzieciństwa i beztroski w życiu nastolatki wrzuconej w wir licealnych problemów. (Panda towarzyszyła nam nam nawet w drodze do KFC gdzie w prawdzie nic jeść,ale darzona była ogromnym szacunkiem i troską,a podstawą było zapewnienie jej bezpieczeństwa,i nie,to nie jest żart.)

Co do Paneli które były na Baltikonie,byłem na dwóch. Trzech. Ale jeden się nie liczy bo dotyczył homo wersji Harego Potera.( z tym wiąże się ciekawa anegdota którą rozwinę nieco później.)i bardzo szybko z niego uciekłem. BARDZO SZYBKO. Jeden dotyczyć (chyba) miał tego dlaczego ludzie dorośli powinni pojawiać się na konwentach a zamienił się w jeden wielki ból dupy i tego jak źle przygotowane są takie wydarzenia,co mi się bardzo nie spodobało. Zwłaszcza stwierdzenia typu "bo przy tym jest dużo papierkowej roboty i trudności"(z własnego doświadczenia wiem,że jeżeli ktoś jest odpowiednio zorganizowany i chce coś zrobić,to mimo przeciwności losu i ludzi to  zrobi, przykładem jest mój film,robiony bez wsparcia dyrekcji szkoły,który pobił Libdup [promowany przez wszystkich nauczycieli i wyłączeniem dnia nauki ze względu na to przedsięwzięcie] na głowę pod każdym względem )"bo dresy wbijają"(na litość boską,dresy wbijają wszędzie gdzie są ludzie,a nawet niezorganizowana grupa niespodziewająca się ich agresji jest wstanie się przed nimi obronić i to w  pełni zgodnie z prawem,i tym Hammurabiego i tym Rzeczypospolitej) "bo ludzie wydają masę kasy na cosplaye" (jeżeli ktoś chce dopracować swój kostium,ma kasę to dlaczego nie ma tego robić?Bo co? Bo komuś szkoda kasy? Albo jest tak tru,bo ma 1k lajków na fb i dłużej jeździ na konwenty? bo ma ból dupy i przyszedł ponarzekać?) i reasumując uważam że Lucyfer, po pierwsze przygotowała nudny panel,po drugie jak już to zniechęciła wszystkich nowych do pojawiania,dodatkowo to co mówiła to stek bzdur i hipokryzji. Przypuszczam że to nie tylko moje zdanie.
Drugi Panel , dotyczył wilkołaków, i im pochodnym. Mało z niego pamiętam-za dużo informacji na raz,ale był pięknie przygotowany i  przedstawiony a co najważniejsze był na temat.
 Ponad to pokazuje że przygotowanie panela to tylko chęci i nic więcej. Nie potrzeba tony beznadziejnych porównań czy zjebanych historyjek.

A co do panelu, o HP to zanim wybierzecie się na molo,a w drodze powrotnej dojdziecie o kilka kilometrów dalej niż chcieliście,po czym wrócicie,przebiegniecie całe miasto błądząc po nim i na event wrócicie taksówką, upewnijcie się czy nie będzie on o tym jak Voldemort ma dziecko z Harym. Ja się nie upewniłem, straciłem kasę czas i zniszczono mi resztki dzieciństwa.

Co do sklepików i atrakcji. Syf na syfie syfem poganiał. Kilka fajnych rzeczy,mały wybór jeżeli chodzi o rzeczy typowo Mangowe,a żeby znaleźć coś co nie dotyczyło Lol'a ale na przykład Naruto trzeba było się naprawdę naszukać a na pewno przewalić miliony innych plakatów,przypinek itd. Brakowało mi też malowania twarz na wzór mangowy. Z jednej strony rozumiem,każdy już przychodzi przebrany, ale niektóre dzieciaki pewnie też chciałyby sobie pomalować twarz i wtopić się w tłum tych fajnych dorosłych :)

Minusem jest też to że wśród gier konsolowych przeważał Tekken,ale było też Naruto więc urazy jako takiej nie chowam.

Za to ogromnym plusem jest to że mieści się on w szkole, gdzie ludzie mogą siadać na korytarzach,schodach itp. dzięki temu nie ma ścisku a co ważniejsze problemu z poznawaniem innych (moja zasada-siedzi sam ? Z ekipą? nie ważne jak mnie nie spławi to gadamy! ) Bo łatwiej podejść do kogoś na korytarzu niż na hali.

Reasumując uważam że sam Baltikon tworzyli ludzie, o których mógłbym się rozpisywać prze kilka następnych godzin a i pewnie nie wyczerpałbym tematu. Wiem tylko tyle że gdy wraz z Jeremim jadłem kebaba nieopodal długiej w Gdańsku, doszliśmy wspólnie do wniosku że był to najwspanialszy weekend w ostatnim czasie. Mogliśmy być każdym. Mordercami,snobami milionerami, kujonami,alvaro. Wszystkimi. Nikt nas nie znał,a oboje świetnie kłamiemy. Z tym że ludzie,akceptowali nas takimi jacy jesteśmy. Bez problemów i kazań. Bez Spin. Coś pięknego. Coś co stworzyło przyjazną  aurę konwentu-ludzie. Będę to powtarzał jeszcze milion razy. Jesteście wszyscy wspaniali. Bez wyjątków. Daliście mi i Jeremiemu nieokreślone pokłady pozytywnej energii i za to w imieniu swoim i jego bardzo dziękuję.

Specjalne podziękowania dla : Konan i Oli,które wytrzymały ze mną najdłużej.

P.S Nie zrozumiem nigdy tych facetów od kucyków Pony XD
Jakaś tam fotorelacja jest na moim fb,z tym że z braku sprzętu nie jest tego dużo jak i jakościowo jest słabo.
A i nie żałuję że przez Konwent nie było mnie na Free koncercie Kabanosa :)

czwartek, 11 września 2014

Przemyślenia cz 2

"Po za tym co to znaczy znać człowieka?" - myślę jakiś czas później-"czy jest jakiś tego schemat? przecież wszyscy mówią nam że nosimy Szekspirowskie maski,że gramy w wielkim teatrze życia,że inaczej się zachowujemy w każdej sytuacji.Kurde no, chyba mam dość"-kończąc myśl podejmuję decyzję o tym że czas chyba otworzyć kolejne piwo i wyjść zapalić. A no i muzykę trzeba zmienić. Jaką muzykę ? Przecież słucham jakiegoś z super ekstra znanego youtubera który tak mało zarabia i ciężko pracuje.
I tu nasuwa mi się kolejne przemyślenie. Czy jest jakaś praca która naprawdę sprawie że człowieka chodzi tam z przyjemnością ? Nie tak żeby od pękać swoje osiem godzin ewentualnie kilka godzin więcej, wyjść i zapomnieć,broń boże rozmawiać o tym jak było w pracy. No ewentualnie jeżeli jest się "Świeżakiem" to zawsze można  pochwalić się czego to się nauczyło i  ile zrobiło. Ale pytanie (zresztą kolejne bez odpowiedzi a jedynie ze spekulacjami)  kogo to interesuje? Rodziców którzy odbierają z pracy swoje pociechy które tak nie dawno żyły sobie bez żadnych trosk?
"A co jeżeli człowiek jest po prostu samo piszącą się książką,otwierającą odpowiedni rozdział dla każdej osoby? No ej, bo przecież fakt,dla do każdego człowieka podchodzimy indywidualnie, ale bardzo często przebywamy nie tylko we dwoje, wszędzie jest pełno naszego gatunku WSZĘDZIE.Nie jesteśmy wstanie żyć face to face. Nie ma opcji.Idąc tą drogą,nie możliwością jest noszenie dwóch masek,tej do osoby i tej do sytuacji."Dochodząc do tego wniosku uświadamiam sobie wiele innych różnych spraw, dotyczących muzyki, której słuchamy w zależności od tego jak chcemy się poczuć,a nie jak się czujemy,jak to powszechnie przyjął ten świat itd. Jednym zdaniem otwieram kolejne korytarze przemyśleń których nie jestem wstanie wyjaśnić a co dopiero opisać. "Ale czy to ważne?"-po raz kolejny pytam sam Siebie i po raz kolejny uświadamiam się w tym co zawsze,że błądzę w bezkresie pytań i każdej kolejne zdanie,jeżeli nie słowo stawia przede mną kolejny szereg a to które figuruje brzmi : Czy zdążę na nie wszystkie odpowiedzieć ? A raczej chociaż na ich część ? A jeżeli tak to czy te odpowiedzi nie narodzą kolejnych pytań? I po co na nie w ogóle odpowiadać? Za dużo w tym dekadencji a za mało chwytania dnia. Ale czego JA chcę? Rozmyślać czy żyć? i Czy da się pogodzić jedno z drugim?"Kurwa.Koniec."- oficjalnie kończę mój monolog wewnętrzny i wychodzę zapalić.  Rozkoszuję się powietrzem i tym że marznę. Własnie, mój odruch bezwarunkowy powinien wywołać wręcz odwrotną reakcję, nie powinienem CHCIEĆ marznąć. Przecież tego nie lubię. A może własnie tęsknię za chłodem. "Jesień"-myślę naglę i delikatnie się uśmiecham,tak w swoim stylu-"Więc Carpie diem odchodzi na bok. Pora na depresję, zimowe Katarzis wiosenne rozkwitanie i letnią gradację. Więc zaczynamy od nowa. ehh,,, chyba coś w tym jest... Do dupy. " i tą myślą żegnam kolejny dzień mojego krótkiego życia kładąc się do kochanego łóżka odpływając tam gdzie jestem wolny - do krainy snów i fantazji.

poniedziałek, 8 września 2014

Przemyślenia-część 1

Praca? Szkoła ? Imprezy? Praca czy Studia?
Praca.
-Ej palimy? - powiedział Z.
-Dobra, ale tylko jedną lufe i lecę do domu.-M.
-Ok.
Droga. Idziemy, ja i Z. Zastanawiam się czy to co do niego mówię ma jakikolwiek sens,czy to tylko chwilowe marzenia, które słodko-dźwięcznie pozwalają mi tkwić gdzieś,gdzie myślę że żyję, buszuję i jest ważną i szanowaną osobą, którą albo się kocha albo nienawidzi. Ale czy ...czy gdyby tak było to myślałbym o tym idąc z Z. po bake?  Przy okazji mówiąc o jakiś bzdetach ? Manipulując rozmową tak aby myślał że jest o kilka poziomów wyżej? Odważniejszy,silniejszy,mający lepszych znajomych , lepsze dojścia.A może po prostu zbieram informację? Analizuję. Może. Dużo tych pytań jak na taką krótką drogę. Eh.To takie...zagmatwane.

Wracam na ziemię.

-I gdzie ten twój ziomek?-mówię teraz lekko, delikatnie, mój głos jest pozbawiony emocji , a pytanie bezmyślne, bo i tak nie udzieli mi odpowiedzi.
-Poczekaj. Zaraz. W sumie to zostań tu, jak coś to ogarnij jakiegoś papierosa.
,-Yhym..ale szybko. - zerkam tylko jak odchodzi..
Ręce-kieszeń-słuchawki-muzyka-czil,wszystko to zajęło mi jakieś 10 sekund. Szybko.Szybko,bo muzyka, bo muszę zająć się czymś co lubię , inaczej czas będzie się dłużył. Nienawidzę tego,człowiek ciągle czeka, to na kogoś , to w kolejce po nie zdrowe jedzenie które jest zdrowo promowane, ,to na coś , tu na coś , tam na nicość. Tam na nicość? A może tylko na nicość nie czekamy? Może tylko niczego się boimy?
Bez sensu. Ale momencik, "mery słodka mery mery" wyrywa mnie z nostalgii,dźwięk ,słowa, dużo i pięknie , o tym co złe , zakazane , ale wprowadzające , skłaniające...
do czego? Do rozwiązania problemów egzystencjalnych? delikatnej lopki i zdrowego rozkminiania?Nie. Do beki i przeżywania jak bardzo dobry towar ktoś ogarnął ,ile jego jest, palenia na umór i jaranie się tym , jeżeli ktoś załapie bad tripa. Bezsensu,a mimo tego po raz kolejny to zrobię.

Dochodzę do wniosku że stojąc w bezruchu ,przy drzwiach sklepu, mogę przeszkadzać innym ludziom, więc odchodzę dwa , trzy kroki w prawo i siadam sobie wygodnie, zaprzestając myśleć. Ludzie zaczęli mnie już obserwować , tak jak bym uciekł z koka a wszędzie rozwieszone byłyby plakaty z moją podobizną ostrzegające przed trym jak bardzo jestem pierdolnięty. Ej , no. Przecież dziś się tak nie zachowuję. Nie tańczę idąc środkiem ulicy , nie śmieje się głośno (najczęściej z chamski żartów przesyconych żałobnym humorem) nie śpiewam , ani nie pokazuję jak bardzo jestem zdemoralizowany. Wygodne to blaszane coś na czym usiadłem. Serio.

o! Człowiek z papierosem , a mi się chce palić, po za tym miałem ogarnąć papierosa.
-Dzień dobry, ma Pan może papierosa?
- Zostawiłem w samochodzie...-odpowiada takim tonem jakbym zaraz miał mu dać karę na komputer , telefon i telewizję " i jeszcze na dwór nie wyjdziesz , ja Cię nauczę ty 30 letni gówniarzu" - myślę , ale grzecznie i słodko odpowiadam że rozumiem , że nie ma problemu, starając się
nie zwrócić mu uszczypliwej uwagi że przecież samochód ma za plecami  i mógłby cofnąć się po te głupie fajki. Mniejsza o to w sumie.

Czas dłuży się nie miłosiernie, w głowie pałętają się różne myśli. Mija piętnaście, może dwadzieścia minut...na filmach zawsze przekazywanie dragów trwa krócej no... podchodzisz do murzyna w alejce , dajesz mu kilka dolarów i albo dostaniesz banana albo dobry weed. Tylko w tym mieście musi to być wszystko takie zakamuflowane, takie bezpieczne co jest idiotyzmem bo i tak każdy wie kto handluje , za ile ma i gdzie mieszka..

Na widok kolejnej osoby , zaskakująco szybko zaczynają pracować moje synapsy. Chyba znam tego kolesia. Tylko skąd? Moment. Oglądałem jakieś zdjęcia, potem jakiś koncert. Kolega Buu. Na sto procent. A może nie? Nie ważne. Niech idzie dalej , nie zaczepię go.
- Siema ! - mimo wszystko wypaliłem, nieco podniesionym głosem,ale nie krzycząc, żeby nie zwrócić na siebie uwagi absolutnie wszystkich osób które były w zasięgu mojego wzroku. Nie udało się. Trudno- Co u Ciebie ?
- A nic.. właśnie z pracy wracam i ....- mówi ciągiem chaotycznych zdań przez jakieś pięć minut a ja grzecznie przytakuję, dopowiadam tak aby pociągnąć rozmowę jak długo się da. Zabija mi czas. Znowu myślę o czasie. To nic że spotykam osobę której długo nie widziałem. Zabija czas. Czas którego wbrew pozoru nie mam , ale i tak chce się go pozbyć. Paradoks? o tak , kolejny.- Idziemy zapalić? - sprowadza mnie to jedno magiczne zdanie na ziemię. W tym momencie nie liczy się już czas , ani to że podaję , poddam sobie za chwilę truciznę , która skrócić ma czas którym dysponuję tu na Ziemi. Ale co tam , żyj szybko , kochaj mocno umieraj młodo ! Tak brzmiało to zdanie powtarzane przez długie miesiące krótkiego życia ćpunów? Nawet jeśli nie to..to trudno...
- Pewnie , tylko że ja jak to ja, jak zwykle nie mam papierosów...
-  Ja mam, tylko chodź gdzieś w cień, bo tu słonce piecze nie miłosiernie...
-Ej! powinniśmy się z tego cieszyć ! Przy odrobinie szczęścia możemy zrobić sobie jajeczniczkę na masce jakiegoś samochodu...tylko nie bardzo wiem jak byśmy mieli ją później jeść. - odpowiadam i oboje wybuchamy śmiechem, po mimo tego że gdyby dłużej się nad tym zastanowić to nie było w tym nic zabawnego. ba ! było to stwierdzenie na poziomie neandertalczyka który jeszcze nie do końca wie jak działa pochodnia którą macha w nocy. Ale mniejsza o to.
- Na co ty w ogóle czekasz? -pyta kolega Buu.
- Na kolegę, klimatuję dziś. - odpowiadam, i dopiero teraz dochodzę do wniosku że to on cały czas mówił i to chyba trochę nie grzeczne.
- Czyli w sumie nic się u Ciebie nie zmieniło?
Kurwa. Czekałem na to zdanie. I co teraz? Mam mu powiedzieć że za cholerę nie mam pomysłu na swoje życie? Że piąty dzień imprezuję i najlepszym podsumowaniem było  puszczenie mu "bezsenośći"- pezeta? Że chce iść na te pieprzone studia , ale strach pcha mnie jedynie do kolejnej lufki niż do książek? Ale po co mu ta wiedza i po co się w ogóle nad tym zastanawiam? Przecież to i tak nic nie zmieni. Świat kolorowych kredek i dryfowania miedzy stanem a stanem już dawno się skończył.
- Dużo się zmieniło. Mniej imprezuję , wiesz uczę się do matury , w końcu dziennikarstwo to wymagający kierunek i bardzo trudno się dostać..-odpowiadam czując wstręt do samego siebie. Kłamstwa i kłamstewka. Zbyt delikatnie przechodzą mi przez gardło. Zbyt delikatnie. Czy kiedyś było inaczej? Nie wiem. Nie pamiętam. Tym razem mam szczęście, z opresji i kontynuowania tematu wyrywa mnie telefon.- Muszę odebrać..-mówię to takim tonem jakbym miał zaraz umrzeć a czuję się jakby ktoś zrzucił ze mnie trzy tonową tunikę, albo sędzia stwierdził że za zamordowanie tysiąca ludzi należny mnie ułaskawić. -Halo? Gdzie jesteś i za ile będziesz?
- Za pięć minut , chyba że chcesz podejść , to szybciej, dobre jeeest! -słyszę uchahany głos Z.
- Lecę. Elo.- odpowiadam , rozłączam się - Słuchaj..stary sorry ale ja musze lecieć bo mi ucieknie... sam rozumiesz ..
-Spoko spoko , DOZO ! - żegna się  ze mną. Czuję ulgę.. ale nie mam czegoś ważnego.
Zapomniałem, fuck.
-Dasz mi jeszcze peta? Do miszu potrzebuję...
-Spoko, trzymaj - podaje mi papierosa ,ostatniego papierosa, od tak, jakbyśmy byli dobrymi kumplami i wie że następnym razem to ja go poratuję.
Dojście do Z. zajęło mi jakieś pięć minut. Już z daleka widziałem że jest w niebo wzięty. Czyli zaraz zobaczę co tam dobrego mamy dziś na obiad. I znowu wszystko sie zacznie.
-Masz szluge?
-Jop. Pokaż jak to wygląda- mówię prawie tak bezmyślnie jak wtedy gdy pytałem go dokąd idzie.
-Nie tutaj. Gdzie idziemy?
-No nie wiem, do Ciebie?
-Odpada, nie mam wolnej chaty. Może później..Ale na żwirowni się podobno coś dzieje,lecimy?
-A masz jakieś drobne? Bo u mnie pusto a tak na krzywy to słabo.
-No toć spokojnie,zaraz się zwinie i już nie będziesz myślał o alko.
I znowu, tłumaczymy sobie że alkohol jest gorszy od sensy mili którą będziemy palić,że po alko człowiekowi odpierdala,że są bójki że to że tamto. Tak nagle znajdujemy sobie miliony powodów dla których to powinniśmy jarać,jeszcze więcej i jeszcze częściej.