środa, 8 października 2014

Dalej

Ciągle patrząc na "tu i teraz"
chwytając chwile,olewając jutro
żyjąc szybko
kochając mocno,nienawidząc trwale.
Mam nieodparte wrażenie że coś ucieka mi stale..

coś jakby wschód i zachód słońca
a bardziej spadająca gwiazda, z migoczącego nieba
coś jakby chwila odpoczynku,by  usiąść
zastanowić się ,czy to życie to nie czasem "dzień świra"?
czy dalej umiem spokojnie i miarowo oddychać?

A może lepiej nie zastanawiać się nad niczym wcale?
Tak jest bezpieczniej,więc pójdę już...tą drogą dalej.

wtorek, 7 października 2014

Wspomnienia Szczęścia


  • Być z Tobą , za dnia, rozbijać minuty na sekundy,skraplać czas , zachłysnąć się, poczuć wspólne chwile rozprzestrzeniające się po całym moim organizmie,wbijające się w pojedyncze komórki ciała , tak bardzo chce żeby to przenikało DNA zmieniło kod i
    zapisało się trwale.
  • Tak bardzo ,nie wiem czy przez strach czy cokolwiek innego,może bardziej przyziemnego ,a może i nie, skamląc i łkając padnę na kolana gotowy błagać o jedną banalną rzecz... - ja Dumny.

piątek, 19 września 2014

:Baltikon:

 Przepraszam że tak późno,ale cóż-praca 12 godzin dziennie. I wszystko jasne prawda?


Dwa dni przed konwentem napisał do mnie Jeremi, czy jadę do Sopotu na jakąś imprezę której ni cholery nie kojarzyłem,nie wiedziałem czym jest i czego mogę się spodziewać.
Jak większość ludzi których zaczepialiśmy wie,wybrałem się tam tylko po to aby świętować zdanie matury i dostanie się na studia przez moją skromną(pff,jakie tam skromną) osobę.

Czego się spodziewałem? Dużej imprezy,sporej dawki alkoholu i zabawy do białego rana w dobrym towarzystwie. Takie wrażenia wyniosłem z Tetconu - jedynego konwentu na którym byłem przed Baltikonem.

Była to duża impreza,praktycznie bezalkoholowa,prawie w pełni legalna,z wspaniałymi ludźmi których zapamiętam na długo,ponad to spełniła prawie wszystkie wymagania,które,będąc już na miejscu postawiłem przed nią.Mało tego,uważam ją za najlepszy event tego roku,na którym się pojawiłem o którym wiedziałem i na którym byli moi znajomi. Ale od początku.

Cały nasz wyjazd planowaliśmy na godzinę 8:03 z PKP z Tczewa. Zaspani,zmęczeni na próżno szukający miejsc siedzących w pociągu spoczęliśmy na podłodze między wagonami. Droga minęła nam stosunkowo szybko,w końcu mieliśmy o czym rozmawiać jak i odległość nie była duża.
Wysiadając na Dworcu Głównym w Gdańsku,standardowo, skierowaliśmy się do strefy w której teoretycznie nie jest wstanie nas zatrzymać ani policja ani Straż Miejska (tych ważniaków to szczególnie nie lubię,nic nie robią,biorą kasę a i jeszcze za super bohaterów i strażników wolności się mają) za palenie papierosów "w miejscu publicznym". Spaliliśmy,papierosy dość szybko ponieważ jak najszybciej chcieliśmy dostać się do Sopotu. I tu zaczyna się nasza przygoda z kochanymi pozytywnymi ludkami.
Tylko przez to że jestem Ciotą i nie potrafiłem w porę skasować biletu na SKM'kę poznaliśmy pierwszą parę ludzi, Nadzieję i jej chłopaka, którego imienia nie mogę sobie przypomnieć. Później dołączył do nas Antyklerykalny-zielonowłosy z czerwonymi rogami koleś który był przedstawicielem czegoś tam. Świetny koleś, Po prostu siedział i wszystkim dookoła chciało się śmiać. Perukę miał tak dopasowaną że zakrywała praktycznie całą część twarz po za ustami i gdy tylko coś mówił wszyscy ryczeliśmy ze śmiech,dopełniłem tej postaci było dość nietypowe (idealnie pasujące do mojego) poczucie humoru. No i miny ludzi którzy mijali go w pociągu były piękne,przypuszczam że do teraz nie są pewni czy nie był czasem zbiorą halucynacją albo pomyleńcem który uciekł z psychiatryka. Ale takich właśnie lubię najbardziej.


W piątkę ( Ja, Jeremi ,Hope jej chłopak, i Zbiorowa Halucynacja) doszliśmy do szkoły w której był konwent,grzecznie wbiliśmy bez kolejki obiecując komuś że pójdziemy na jego wykład,lecz gdy tylko znaleźliśmy się w środku znikliśmy jakby pod peleryną niewidką i tyle nas widział. Może i to nie było do końca grzeczne,czy etyczne ale jakoś nijak mi się chciało siedzieć na czymś,na co wpuszcza się losowe osoby bez kolejek tylko po to aby sala nie była pusta gdy ktoś będzie mówił. No ludzie dajcie spokój,wszak to nie jakiś apel szkolny na którym siedzisz żeby jak najwięcej matmy Ci minęło, w każdym razie jak tylko wbilśmy do środka i kupiliśmy bilety a bardziej opaski wstępu,(co moim zdaniem jest strzałem w dziesiątkę zwłaszcza że mam tendencję do gubienia absolutnie wszystkiego) zaczęliśmy buszować po piętrach. Jeden pokój,drugi pokój , i tak ciągle. Coś pięknego. Każdy znalazł coś dla siebie. Ale gdzieś w trakcie uciekła nam Nadzieja,której byliśmy "opiekunami" i chcąc zapalić papierosa,pod przykrywką poszukania jej (tak,ja i Jeremi musimy czuć,że gdy robimy coś absolutnie mało ważnego,destrukcyjnego czy mało ambitnego,że służy to wyższemu celowi i jest ważne-nie tylko dla nas,ale też dla ludzi dookoła nas.

Spokojnie sobie paląc poznaliśmy dziewczynę która była przebrana za coś tam z Lol'a,nie gram w to,więc nie wiem jak nazywała się ta postać a Dżiks (tak nam się przedstawiła) utwardziła mnie w przekonaniu,że ludzie tam przebywający,są pozytwnie powaleni.
Z Dżiks zaliczyliśmy Larp,mój pierwszy Larp (czyli gre pół real pół plansza) w życiu. Szczerze? POLECAM! Można się przy tym świetnie bawić a wcielając się w po szczególne postacie na chwię traci się kontak z rzeczywistością i przenosi w świat wymyślony przez GM'am. O ile ktoś się wczuje i traktuje taką grę poważnie.

Po Larp'ie robiliśmy to co zawsze-biegaliśmy,wszędzie byliśmy i poznawaliśmy ludzi. W szczególności zapamiętałem "króliczka" czyli dziewczynę która miała przesłodki strój królika a ponzałem ją przez "free hugs'sy" które bojkotowałem na konwencie,dziewczynę która nie dokońca wiem za co była przebrana ale miała Bao Bao, pandę z którą wszędzie chodziła i spała,co mi się mega podobało ze względu na nutkę dzieciństwa i beztroski w życiu nastolatki wrzuconej w wir licealnych problemów. (Panda towarzyszyła nam nam nawet w drodze do KFC gdzie w prawdzie nic jeść,ale darzona była ogromnym szacunkiem i troską,a podstawą było zapewnienie jej bezpieczeństwa,i nie,to nie jest żart.)

Co do Paneli które były na Baltikonie,byłem na dwóch. Trzech. Ale jeden się nie liczy bo dotyczył homo wersji Harego Potera.( z tym wiąże się ciekawa anegdota którą rozwinę nieco później.)i bardzo szybko z niego uciekłem. BARDZO SZYBKO. Jeden dotyczyć (chyba) miał tego dlaczego ludzie dorośli powinni pojawiać się na konwentach a zamienił się w jeden wielki ból dupy i tego jak źle przygotowane są takie wydarzenia,co mi się bardzo nie spodobało. Zwłaszcza stwierdzenia typu "bo przy tym jest dużo papierkowej roboty i trudności"(z własnego doświadczenia wiem,że jeżeli ktoś jest odpowiednio zorganizowany i chce coś zrobić,to mimo przeciwności losu i ludzi to  zrobi, przykładem jest mój film,robiony bez wsparcia dyrekcji szkoły,który pobił Libdup [promowany przez wszystkich nauczycieli i wyłączeniem dnia nauki ze względu na to przedsięwzięcie] na głowę pod każdym względem )"bo dresy wbijają"(na litość boską,dresy wbijają wszędzie gdzie są ludzie,a nawet niezorganizowana grupa niespodziewająca się ich agresji jest wstanie się przed nimi obronić i to w  pełni zgodnie z prawem,i tym Hammurabiego i tym Rzeczypospolitej) "bo ludzie wydają masę kasy na cosplaye" (jeżeli ktoś chce dopracować swój kostium,ma kasę to dlaczego nie ma tego robić?Bo co? Bo komuś szkoda kasy? Albo jest tak tru,bo ma 1k lajków na fb i dłużej jeździ na konwenty? bo ma ból dupy i przyszedł ponarzekać?) i reasumując uważam że Lucyfer, po pierwsze przygotowała nudny panel,po drugie jak już to zniechęciła wszystkich nowych do pojawiania,dodatkowo to co mówiła to stek bzdur i hipokryzji. Przypuszczam że to nie tylko moje zdanie.
Drugi Panel , dotyczył wilkołaków, i im pochodnym. Mało z niego pamiętam-za dużo informacji na raz,ale był pięknie przygotowany i  przedstawiony a co najważniejsze był na temat.
 Ponad to pokazuje że przygotowanie panela to tylko chęci i nic więcej. Nie potrzeba tony beznadziejnych porównań czy zjebanych historyjek.

A co do panelu, o HP to zanim wybierzecie się na molo,a w drodze powrotnej dojdziecie o kilka kilometrów dalej niż chcieliście,po czym wrócicie,przebiegniecie całe miasto błądząc po nim i na event wrócicie taksówką, upewnijcie się czy nie będzie on o tym jak Voldemort ma dziecko z Harym. Ja się nie upewniłem, straciłem kasę czas i zniszczono mi resztki dzieciństwa.

Co do sklepików i atrakcji. Syf na syfie syfem poganiał. Kilka fajnych rzeczy,mały wybór jeżeli chodzi o rzeczy typowo Mangowe,a żeby znaleźć coś co nie dotyczyło Lol'a ale na przykład Naruto trzeba było się naprawdę naszukać a na pewno przewalić miliony innych plakatów,przypinek itd. Brakowało mi też malowania twarz na wzór mangowy. Z jednej strony rozumiem,każdy już przychodzi przebrany, ale niektóre dzieciaki pewnie też chciałyby sobie pomalować twarz i wtopić się w tłum tych fajnych dorosłych :)

Minusem jest też to że wśród gier konsolowych przeważał Tekken,ale było też Naruto więc urazy jako takiej nie chowam.

Za to ogromnym plusem jest to że mieści się on w szkole, gdzie ludzie mogą siadać na korytarzach,schodach itp. dzięki temu nie ma ścisku a co ważniejsze problemu z poznawaniem innych (moja zasada-siedzi sam ? Z ekipą? nie ważne jak mnie nie spławi to gadamy! ) Bo łatwiej podejść do kogoś na korytarzu niż na hali.

Reasumując uważam że sam Baltikon tworzyli ludzie, o których mógłbym się rozpisywać prze kilka następnych godzin a i pewnie nie wyczerpałbym tematu. Wiem tylko tyle że gdy wraz z Jeremim jadłem kebaba nieopodal długiej w Gdańsku, doszliśmy wspólnie do wniosku że był to najwspanialszy weekend w ostatnim czasie. Mogliśmy być każdym. Mordercami,snobami milionerami, kujonami,alvaro. Wszystkimi. Nikt nas nie znał,a oboje świetnie kłamiemy. Z tym że ludzie,akceptowali nas takimi jacy jesteśmy. Bez problemów i kazań. Bez Spin. Coś pięknego. Coś co stworzyło przyjazną  aurę konwentu-ludzie. Będę to powtarzał jeszcze milion razy. Jesteście wszyscy wspaniali. Bez wyjątków. Daliście mi i Jeremiemu nieokreślone pokłady pozytywnej energii i za to w imieniu swoim i jego bardzo dziękuję.

Specjalne podziękowania dla : Konan i Oli,które wytrzymały ze mną najdłużej.

P.S Nie zrozumiem nigdy tych facetów od kucyków Pony XD
Jakaś tam fotorelacja jest na moim fb,z tym że z braku sprzętu nie jest tego dużo jak i jakościowo jest słabo.
A i nie żałuję że przez Konwent nie było mnie na Free koncercie Kabanosa :)

czwartek, 11 września 2014

Przemyślenia cz 2

"Po za tym co to znaczy znać człowieka?" - myślę jakiś czas później-"czy jest jakiś tego schemat? przecież wszyscy mówią nam że nosimy Szekspirowskie maski,że gramy w wielkim teatrze życia,że inaczej się zachowujemy w każdej sytuacji.Kurde no, chyba mam dość"-kończąc myśl podejmuję decyzję o tym że czas chyba otworzyć kolejne piwo i wyjść zapalić. A no i muzykę trzeba zmienić. Jaką muzykę ? Przecież słucham jakiegoś z super ekstra znanego youtubera który tak mało zarabia i ciężko pracuje.
I tu nasuwa mi się kolejne przemyślenie. Czy jest jakaś praca która naprawdę sprawie że człowieka chodzi tam z przyjemnością ? Nie tak żeby od pękać swoje osiem godzin ewentualnie kilka godzin więcej, wyjść i zapomnieć,broń boże rozmawiać o tym jak było w pracy. No ewentualnie jeżeli jest się "Świeżakiem" to zawsze można  pochwalić się czego to się nauczyło i  ile zrobiło. Ale pytanie (zresztą kolejne bez odpowiedzi a jedynie ze spekulacjami)  kogo to interesuje? Rodziców którzy odbierają z pracy swoje pociechy które tak nie dawno żyły sobie bez żadnych trosk?
"A co jeżeli człowiek jest po prostu samo piszącą się książką,otwierającą odpowiedni rozdział dla każdej osoby? No ej, bo przecież fakt,dla do każdego człowieka podchodzimy indywidualnie, ale bardzo często przebywamy nie tylko we dwoje, wszędzie jest pełno naszego gatunku WSZĘDZIE.Nie jesteśmy wstanie żyć face to face. Nie ma opcji.Idąc tą drogą,nie możliwością jest noszenie dwóch masek,tej do osoby i tej do sytuacji."Dochodząc do tego wniosku uświadamiam sobie wiele innych różnych spraw, dotyczących muzyki, której słuchamy w zależności od tego jak chcemy się poczuć,a nie jak się czujemy,jak to powszechnie przyjął ten świat itd. Jednym zdaniem otwieram kolejne korytarze przemyśleń których nie jestem wstanie wyjaśnić a co dopiero opisać. "Ale czy to ważne?"-po raz kolejny pytam sam Siebie i po raz kolejny uświadamiam się w tym co zawsze,że błądzę w bezkresie pytań i każdej kolejne zdanie,jeżeli nie słowo stawia przede mną kolejny szereg a to które figuruje brzmi : Czy zdążę na nie wszystkie odpowiedzieć ? A raczej chociaż na ich część ? A jeżeli tak to czy te odpowiedzi nie narodzą kolejnych pytań? I po co na nie w ogóle odpowiadać? Za dużo w tym dekadencji a za mało chwytania dnia. Ale czego JA chcę? Rozmyślać czy żyć? i Czy da się pogodzić jedno z drugim?"Kurwa.Koniec."- oficjalnie kończę mój monolog wewnętrzny i wychodzę zapalić.  Rozkoszuję się powietrzem i tym że marznę. Własnie, mój odruch bezwarunkowy powinien wywołać wręcz odwrotną reakcję, nie powinienem CHCIEĆ marznąć. Przecież tego nie lubię. A może własnie tęsknię za chłodem. "Jesień"-myślę naglę i delikatnie się uśmiecham,tak w swoim stylu-"Więc Carpie diem odchodzi na bok. Pora na depresję, zimowe Katarzis wiosenne rozkwitanie i letnią gradację. Więc zaczynamy od nowa. ehh,,, chyba coś w tym jest... Do dupy. " i tą myślą żegnam kolejny dzień mojego krótkiego życia kładąc się do kochanego łóżka odpływając tam gdzie jestem wolny - do krainy snów i fantazji.

poniedziałek, 8 września 2014

Przemyślenia-część 1

Praca? Szkoła ? Imprezy? Praca czy Studia?
Praca.
-Ej palimy? - powiedział Z.
-Dobra, ale tylko jedną lufe i lecę do domu.-M.
-Ok.
Droga. Idziemy, ja i Z. Zastanawiam się czy to co do niego mówię ma jakikolwiek sens,czy to tylko chwilowe marzenia, które słodko-dźwięcznie pozwalają mi tkwić gdzieś,gdzie myślę że żyję, buszuję i jest ważną i szanowaną osobą, którą albo się kocha albo nienawidzi. Ale czy ...czy gdyby tak było to myślałbym o tym idąc z Z. po bake?  Przy okazji mówiąc o jakiś bzdetach ? Manipulując rozmową tak aby myślał że jest o kilka poziomów wyżej? Odważniejszy,silniejszy,mający lepszych znajomych , lepsze dojścia.A może po prostu zbieram informację? Analizuję. Może. Dużo tych pytań jak na taką krótką drogę. Eh.To takie...zagmatwane.

Wracam na ziemię.

-I gdzie ten twój ziomek?-mówię teraz lekko, delikatnie, mój głos jest pozbawiony emocji , a pytanie bezmyślne, bo i tak nie udzieli mi odpowiedzi.
-Poczekaj. Zaraz. W sumie to zostań tu, jak coś to ogarnij jakiegoś papierosa.
,-Yhym..ale szybko. - zerkam tylko jak odchodzi..
Ręce-kieszeń-słuchawki-muzyka-czil,wszystko to zajęło mi jakieś 10 sekund. Szybko.Szybko,bo muzyka, bo muszę zająć się czymś co lubię , inaczej czas będzie się dłużył. Nienawidzę tego,człowiek ciągle czeka, to na kogoś , to w kolejce po nie zdrowe jedzenie które jest zdrowo promowane, ,to na coś , tu na coś , tam na nicość. Tam na nicość? A może tylko na nicość nie czekamy? Może tylko niczego się boimy?
Bez sensu. Ale momencik, "mery słodka mery mery" wyrywa mnie z nostalgii,dźwięk ,słowa, dużo i pięknie , o tym co złe , zakazane , ale wprowadzające , skłaniające...
do czego? Do rozwiązania problemów egzystencjalnych? delikatnej lopki i zdrowego rozkminiania?Nie. Do beki i przeżywania jak bardzo dobry towar ktoś ogarnął ,ile jego jest, palenia na umór i jaranie się tym , jeżeli ktoś załapie bad tripa. Bezsensu,a mimo tego po raz kolejny to zrobię.

Dochodzę do wniosku że stojąc w bezruchu ,przy drzwiach sklepu, mogę przeszkadzać innym ludziom, więc odchodzę dwa , trzy kroki w prawo i siadam sobie wygodnie, zaprzestając myśleć. Ludzie zaczęli mnie już obserwować , tak jak bym uciekł z koka a wszędzie rozwieszone byłyby plakaty z moją podobizną ostrzegające przed trym jak bardzo jestem pierdolnięty. Ej , no. Przecież dziś się tak nie zachowuję. Nie tańczę idąc środkiem ulicy , nie śmieje się głośno (najczęściej z chamski żartów przesyconych żałobnym humorem) nie śpiewam , ani nie pokazuję jak bardzo jestem zdemoralizowany. Wygodne to blaszane coś na czym usiadłem. Serio.

o! Człowiek z papierosem , a mi się chce palić, po za tym miałem ogarnąć papierosa.
-Dzień dobry, ma Pan może papierosa?
- Zostawiłem w samochodzie...-odpowiada takim tonem jakbym zaraz miał mu dać karę na komputer , telefon i telewizję " i jeszcze na dwór nie wyjdziesz , ja Cię nauczę ty 30 letni gówniarzu" - myślę , ale grzecznie i słodko odpowiadam że rozumiem , że nie ma problemu, starając się
nie zwrócić mu uszczypliwej uwagi że przecież samochód ma za plecami  i mógłby cofnąć się po te głupie fajki. Mniejsza o to w sumie.

Czas dłuży się nie miłosiernie, w głowie pałętają się różne myśli. Mija piętnaście, może dwadzieścia minut...na filmach zawsze przekazywanie dragów trwa krócej no... podchodzisz do murzyna w alejce , dajesz mu kilka dolarów i albo dostaniesz banana albo dobry weed. Tylko w tym mieście musi to być wszystko takie zakamuflowane, takie bezpieczne co jest idiotyzmem bo i tak każdy wie kto handluje , za ile ma i gdzie mieszka..

Na widok kolejnej osoby , zaskakująco szybko zaczynają pracować moje synapsy. Chyba znam tego kolesia. Tylko skąd? Moment. Oglądałem jakieś zdjęcia, potem jakiś koncert. Kolega Buu. Na sto procent. A może nie? Nie ważne. Niech idzie dalej , nie zaczepię go.
- Siema ! - mimo wszystko wypaliłem, nieco podniesionym głosem,ale nie krzycząc, żeby nie zwrócić na siebie uwagi absolutnie wszystkich osób które były w zasięgu mojego wzroku. Nie udało się. Trudno- Co u Ciebie ?
- A nic.. właśnie z pracy wracam i ....- mówi ciągiem chaotycznych zdań przez jakieś pięć minut a ja grzecznie przytakuję, dopowiadam tak aby pociągnąć rozmowę jak długo się da. Zabija mi czas. Znowu myślę o czasie. To nic że spotykam osobę której długo nie widziałem. Zabija czas. Czas którego wbrew pozoru nie mam , ale i tak chce się go pozbyć. Paradoks? o tak , kolejny.- Idziemy zapalić? - sprowadza mnie to jedno magiczne zdanie na ziemię. W tym momencie nie liczy się już czas , ani to że podaję , poddam sobie za chwilę truciznę , która skrócić ma czas którym dysponuję tu na Ziemi. Ale co tam , żyj szybko , kochaj mocno umieraj młodo ! Tak brzmiało to zdanie powtarzane przez długie miesiące krótkiego życia ćpunów? Nawet jeśli nie to..to trudno...
- Pewnie , tylko że ja jak to ja, jak zwykle nie mam papierosów...
-  Ja mam, tylko chodź gdzieś w cień, bo tu słonce piecze nie miłosiernie...
-Ej! powinniśmy się z tego cieszyć ! Przy odrobinie szczęścia możemy zrobić sobie jajeczniczkę na masce jakiegoś samochodu...tylko nie bardzo wiem jak byśmy mieli ją później jeść. - odpowiadam i oboje wybuchamy śmiechem, po mimo tego że gdyby dłużej się nad tym zastanowić to nie było w tym nic zabawnego. ba ! było to stwierdzenie na poziomie neandertalczyka który jeszcze nie do końca wie jak działa pochodnia którą macha w nocy. Ale mniejsza o to.
- Na co ty w ogóle czekasz? -pyta kolega Buu.
- Na kolegę, klimatuję dziś. - odpowiadam, i dopiero teraz dochodzę do wniosku że to on cały czas mówił i to chyba trochę nie grzeczne.
- Czyli w sumie nic się u Ciebie nie zmieniło?
Kurwa. Czekałem na to zdanie. I co teraz? Mam mu powiedzieć że za cholerę nie mam pomysłu na swoje życie? Że piąty dzień imprezuję i najlepszym podsumowaniem było  puszczenie mu "bezsenośći"- pezeta? Że chce iść na te pieprzone studia , ale strach pcha mnie jedynie do kolejnej lufki niż do książek? Ale po co mu ta wiedza i po co się w ogóle nad tym zastanawiam? Przecież to i tak nic nie zmieni. Świat kolorowych kredek i dryfowania miedzy stanem a stanem już dawno się skończył.
- Dużo się zmieniło. Mniej imprezuję , wiesz uczę się do matury , w końcu dziennikarstwo to wymagający kierunek i bardzo trudno się dostać..-odpowiadam czując wstręt do samego siebie. Kłamstwa i kłamstewka. Zbyt delikatnie przechodzą mi przez gardło. Zbyt delikatnie. Czy kiedyś było inaczej? Nie wiem. Nie pamiętam. Tym razem mam szczęście, z opresji i kontynuowania tematu wyrywa mnie telefon.- Muszę odebrać..-mówię to takim tonem jakbym miał zaraz umrzeć a czuję się jakby ktoś zrzucił ze mnie trzy tonową tunikę, albo sędzia stwierdził że za zamordowanie tysiąca ludzi należny mnie ułaskawić. -Halo? Gdzie jesteś i za ile będziesz?
- Za pięć minut , chyba że chcesz podejść , to szybciej, dobre jeeest! -słyszę uchahany głos Z.
- Lecę. Elo.- odpowiadam , rozłączam się - Słuchaj..stary sorry ale ja musze lecieć bo mi ucieknie... sam rozumiesz ..
-Spoko spoko , DOZO ! - żegna się  ze mną. Czuję ulgę.. ale nie mam czegoś ważnego.
Zapomniałem, fuck.
-Dasz mi jeszcze peta? Do miszu potrzebuję...
-Spoko, trzymaj - podaje mi papierosa ,ostatniego papierosa, od tak, jakbyśmy byli dobrymi kumplami i wie że następnym razem to ja go poratuję.
Dojście do Z. zajęło mi jakieś pięć minut. Już z daleka widziałem że jest w niebo wzięty. Czyli zaraz zobaczę co tam dobrego mamy dziś na obiad. I znowu wszystko sie zacznie.
-Masz szluge?
-Jop. Pokaż jak to wygląda- mówię prawie tak bezmyślnie jak wtedy gdy pytałem go dokąd idzie.
-Nie tutaj. Gdzie idziemy?
-No nie wiem, do Ciebie?
-Odpada, nie mam wolnej chaty. Może później..Ale na żwirowni się podobno coś dzieje,lecimy?
-A masz jakieś drobne? Bo u mnie pusto a tak na krzywy to słabo.
-No toć spokojnie,zaraz się zwinie i już nie będziesz myślał o alko.
I znowu, tłumaczymy sobie że alkohol jest gorszy od sensy mili którą będziemy palić,że po alko człowiekowi odpierdala,że są bójki że to że tamto. Tak nagle znajdujemy sobie miliony powodów dla których to powinniśmy jarać,jeszcze więcej i jeszcze częściej.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Ostateczne Katarzis - codzienność.

Znam Siebie tylko tyle co widzę w lustrze
postura,glany czasami irokez czasami grzywka
czesto tez papieros czasami skręt
czasami zwinięty banknot i pochylony nad stołem
zapominam się.

Nie wiem gdzie jestem
często mam urwany film
mówię o wartościach
o tym że to co robię jest złe
że nie warto
 i że martwię się gdy ktoś to robi
gdy żyje tak jak ja
bez opamiętania bez pamięci bez skrupułów bez oddechu i w amoku
wszystko szybko żeby rozluźnić się...

Często mówię że zostałem już sam
 że nie ma nic i chyba mam dość
że nie potrafię już więcej
i nie potrafię już bez niej
i że ten cały syf już nie dotyczy mnie 
i że chyba skończyłem się.

Siadam nad postem wtedy i leniwie myślę o wszystkim i wszystkich
wracam , otwieram laptop i już tysiąc wiadomości od ludzi
dla których nie liczą się bzdety.
Nie kolejny melanż. Nie zapomnienie. Nie narkotyki. Nie praca nie szkoła.
Chwila , ja i ty
 i boisko, ławka,trawa jezioro,eter
Nasz indywidualny Eden
tam zawsze się zapominam , mówię o wszystkich , całe zło wylewam  z Siebie.
Katarzis to ja i moi przyjaciele.

niedziela, 15 czerwca 2014

Słowa Bękart Obietnica.

I mógłbym dużo mówić ..

mógłbym mówić o tym jak zmieniałaś facetów
mógłbym mówić o tym ile razy słowo kocham kierowałaś do innego
o tym że lubisz biegać nago po pokoju
o tym że mdlałaś gdy mówiłem żebyś zostawiła mnie w spokoju
o tym jak mówiłaś o niej że to suka
a sama smutna opowiadałaś że nie chce wejść pomiędzy twoje uda
bałaś się , powtarzałaś że mnie kochasz , że tylko ja i wyższe nasze cele
a mimo to dziś sam jeden idę przed siebie

Chory jak Cezar Borgia pełen miłosnych uniesień jak i psychopata
który gdy upadnie, własną siłą woli się podniesie..
Czuj to ! jestem bękartem diabła i tu nagła nie przewidywalna zmiana
pojawię się jak zjawa
i bezczelnie zasieje w twoim życiu ferment
wszystko co będziesz czuła , będzie zależeć ode mnie
a na razie zamilknę czekając na Twoją udrękę....

niedziela, 8 czerwca 2014

Grubson , Luxtorpeda - Dni Pruszcza Gdańskiego

Wczoraj , wraz z grupą ludzi,z którymi nie byłem umówiony (jak zwykle) wybrałem się na koncert Luxtorpedy w Pruszczu, nie wiedząc a jedynie obstawiając że będzie tam też Grubson.
Jak wrażenia ? Czy mi się podobało?
A to zależy. Same koncerty, były naprawdę świetne.Ale po kolei. 

Wchodzimy na miejsce eventu, a właściwie na miejsce before party gdzieś tam nad rzeczką i widzimy bardzo dużo grup , prawie wszystko to albo brudy, albo coś ala Belibersi. Wiecie wcześniej grał przecież Kwiatek (<3!).Wybrałem doczepienie się do tych którzy nie rdzewieją.Z pierwszą grupą wytrzymałem do momentu gdy usłyszałem "a co to jest ten woodstock?"spojrzałem na wszystkich jak na debili pozbawionych nawet orzeszka ziemnego , który miał im zastąpić mózg i  po prostu wziąłem swoje rzeczy i bez jakiegokolwiek pożegnania poszedłem sobie dalej. Oczywiście powinąłem jakiejś dziewczynie okulary , a gdy nie reagowałem na to że mam jej je oddać chciała wezwać policje , problem polegał na tym że okulary nie należały do niej , dziewczynka miała jakieś 16 lat i była tak pijana że nie była wstanie się podnieść.
Dalej spotkałem już tylko coraz lepszych ludzi , grupki punk ojów , z których do końca życia będę miał bekę , znajomych których poznałem w pociągu jadąc do Pruszcza , murzyna i chłopca od którego wymagałem dowodu bo chciał kupić naczosy, przy czym jeszcze zwyzywałem barmana że on nie jest przecież pełnoletni ! Śmiechowo.

Koncerty.
Luxtorpeda - panowie , szacun. Pełen szacunek za olanie fana który obchodził swoje 18-naste urodziny i tylko my śpiewaliśmy mu sto lat , za pieprzenie przez mikrofon gdzie ludzie ustawieni są do ściany i tylko czekają aż perkusiście osunie się rączka a pałeczka dotknie talerza , ochroniarzowi który był wystrzelony w kosmos dziękuję za wyprowadzenie mnie siłą , w momencie gdy przeleciałem barierki i sam z siebie dobrowolnie chciałem wrócić do pogo.
Tyle jeżeli chodzi o minusy.
Plusem było to że pierwszy raz od chyba Wooda miała okazję się porzucać z kimś kto nie zaliczał z miejsca gleby po tym jak wpadałem w niego, miło było zaliczyć kilka razy trawę po tym jak jakiś metal mnie taranował , miło było latać na fali , gdy tylko miałem ochotę , miło było zobaczyć młodych ludzi , młodszych ode mnie o jakieś  3-4 lata , bawiących się i skaczących do góry , ubranych w ciemne rzeczy (normalnie pewnie napisałbym pewnie że są tru tró, ale wydaje mi się że tu było inaczej bo dawali radę z zachowanie się )miło też było widzieć 30-40-50 latków którzy bawili się albo w pogo albo obok pogo.. i w końcu , Luxi, macie wyjebane w kosmos teksty piosenek. Po za tymi 3 rzeczami o których pisałem na początku , to mogę powiedzieć że wbijacie się w top 10 moich najlepszych koncertów ever. Gdzieś między Analogsów i The Billa.Świetni ludzie , dobra muzyka , zajebista zabawa. Nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba :)

Grubson- delikatnie spóźniony ale zrobił rozwałkę na scenie , było piękne, troche jamajskiego stylu ,ale nogi aż same nosiły. Tylko nie miały gdzie ponieść , bo za każdym razem  gdy muzyka przyśpieszała to tłum zwalniał , a gdy ktoś chciał się bawić (jak ja ) to od razu dostawał zjeby. Ale w pewnym momencie pomyślałem "a może pod sceną jest lepiej? " no i przedarłem się przez las "spierdalaj kurwa uważaj wyjebać Ci"  pod scenę i już z miejsca miałem dość. Jedyne czym żył Pruszcz to podniesioną ręką z telefonem i nieznajomością śpiewanego tekstu. Byłem na różnych koncertach , na udanych, i nie udanych , na regge i na na typowo punkowskich , ale nigdzie nie widziałem tak martwych ludzi. Jedna laska nawet powiedziała do mnie i Ruska że jeżeli jeszcze raz dostanie ode mnie z łokcia ( nie moja wina że był tam tłok , a do takiej muzyki nie umiem stać) to ja dostanę ale kosą pod żebra , odpowiedziałem jej smacznego i dalej się bawiłem ,jeżeli to kiedyś przeczytasz , to wiedz że jak następnym razem będziesz miała ochotę na krwiste  żeberka  to Ci je kupimy , nie musisz nikogo ciąć. Muzyka i wykonawca 3 razy tak , ludzie z Pruszcza 3 razy nie.

Kończąc już ten wpis , chciałbym powiedzieć że jeżeli ktoś oferuje pierwszym lepszym osobom 2.5grama fety za 40 zł to jest idiotą i dziwi mnie to że policja jeszcze go nie złapała. Chociaż nie,nie dziwi mnie POLSKA POLICJA. Zresztą na całym tym wiejskim festynie, słabo było i z pomocą medyczną, i ochroną , o ile to drugie nie jest ważne , to medycy powinni być na każdym kroku , a nie 400 metrów za polem gdzie były "dni pruszcza"
A no i jeżeli ktoś mówi że najlepszym miejscem spotkań jest fejsbuk to jest idiota. Zwłaszcza jeśli mówi to do swojej dziewczyny.

Nikomu nie polecam iwentów w Pruszczu, jeżeli bawić by się miał z Pruszczanami. Ja osobiście nigdy więcej ,tam nie zawitam. Bo mam honor.Wtajemniczone osoby wiedzą :)
I dziękuję też Pannie z Gdańska za przypinkę, jest słitaśna.

A tu link do piosenki , która oddaje mój dzisiejszy stan :

https://www.youtube.com/watch?v=xMVfyAZ-Yds

P.S czy ktoś wie , ile pieniędzy Pruszcz puścił w niebo,wczoraj po 12?


niedziela, 11 maja 2014

Conchita Wurst vs Polska

Konkurs Piosenki Eurowizji (ang. Eurovision Song Contest (ESC), fr. Concours Eurovision de la Chanson, potocznieEurowizja) – organizowana corocznie od 1956 roku impreza muzyczna, w której biorą udział przedstawiciele publicznych stacji telewizyjnych zrzeszonych w Europejskiej Unii Nadawców.

Więc wiemy już co to jest ta cała Eurowizja. 


Jak zwykle,tam gdzie są Polacy tam są spiny. Jestem z was dumny,kochani rodacy,takiego bólu dupy jak wy potraficie zrobić,to żaden inny naród nie zrobi. Serio. I nie mówię tylko o tych którzy w dość prostacki sposób obrażali panią/pana Wurst, I Ci którzy go/jej  bronią,albo się jarają tym występem też są popieprzeni. 
Po pierwsze to nie jest kobieta. Po drugie to nie jest kobiecy wokal. Po trzecie, Europa chyba po raz kolejny stara się promować Gender albo coś innego co promuje spódniczki u facetów pod hasłami tolerancji. W takich momentach zastanawiam się czy światem rządzą projektanci mody? Czy jest za mało kobiet które kupują sukienki ? Bicz plis. Po czwarte , tu pytanie do żeńskiej części czytelników bloga,(o ile taka jest XD) czy kobieta,nie walczy z zarostem,włoskami w niektórych częściach ciała? I czy wyobrażacie sobie mieć brodę? Moim zdaniem to wygląda niezbyt estetycznie i jeśli już ktoś chce być czy czuje się kobietą, to chyba powinien jak kobieta wyglądać i się zachowywać? Po piąte, (ile tu wyliczeń,prawie jak na maturze z języka polskiego) samo zachowanie sceniczne też jakoś nie powala na kolana. Stoi, macha ręką,stoi stoi. Jedyne co ma, to piękny,czysty wokal. Ale to mało. Za mało żeby wygrać Eurowizję. A nie, przecież to kolejne komercyjne gówno,którego nikt nie ogląda,ale każdy o tym pisze i jara się jak mrówka pierwszy okresem. No i Czoczita wygrała/wygrał. (on/ona nawet palce ma jak typowy facet no!) 
Ale z drugiej strony,Cleo nie brzmi już tak dobrze na żywo. Po za tym , dlaczego nie wykonała całości piosenki w oryginale tylko kombinowała z językiem angielskim? Piosenka , z jej nie poprawną angielską dykcją i minimalnym akcentem brzmi kiepsko. Miała wprawdzie dużo lepsze wykonanie sceniczne , spacer po scenie , i "taniec" niż Czoczita. (właśnie , Czoczita , czy Konczita? wolę Czoczita <3) , ale i tak nie zasługiwała na pierwsze miejsce. 

Do tych wszystkich którzy mówią że Czoczita była lepsza bo "nie świeciła cyckami". Nie świeciła bo ich nie ma. Po za tym,my Słowianie,mamy najpiękniejsze kobiety świata i musimy,powinniśmy to podkreślać na każdym kroku. A teledysk "my Słowianie" i jego wykonanie na pewno jest mniej wulgarne niż jakikolwiek teledysk Bijonse czy Britnej Spirs. Super gwiazdeczek muzyki pop. I wolę oglądać coś naturalnego,niż majstersztyk w operacji zmiany płci czy piersi powiększanych,brzydkich i sztucznych. Serio. :) 

Do tych wszystkich którzy mają ból dupy o to że Czoczita wygrał/wygrała , to wasze zdanie i oburzenie na fejbuczku (oprócz tego, że dzięki takim akcjom zostaje tylko elita w moich znajomych ) jest gówno warte. No tak, ale gdzie indziej rozkapryszone dzieciaczki mogą dać upust emocjom?

Do trzeciej grupy osób. To że napiszesz na fb że "o boże wszyscy tylko Eurowizja" nie czyni Cię lepszym od tych którzy to piszą. Wręcz sam, sprowadzasz się na ich poziom, gdzie jak zwykłem mówić,wykończą Cię doświadczeniem. 

Czy Czoczita wygrała słusznie? Czy komercja wygrała? czy i czy. Nie mi to oceniać. Na jej/jego koncert nigdy nie pójdę a to jakie sukcesy odnosi ktoś inny mało mnie obchodzi,bo to jego życie a nie moje. I jeżeli , chcesz marnować czas na oglądanie takich programów (sam nie oglądałem , nie oglądam telewizji bo ogłupia) to tylko twoja sprawa. To ty robisz z siebie idiotę/idiotkę pisząc i jarając się czymś lub kimś kto zaraz przeminie, lub wręcz przeciwnie, chcesz być "kól" i bronisz Czoczity broniąc się tolerancją,której nie ma ;) 

czwartek, 8 maja 2014

Powrót

Powracam do stanu z przed rzeczy 
do muzyki sprzed katarzis
do życia w bałaganie
do ciągłego snu
do bycia markotnym
do zbywania ludzi
do obserwowania
do braku spokojnego snu
do koszmarów
do wymuszonego uśmiechu
do krycia się w pościeli
do ranienia siebie
do samotności.
do braku miarowego oddechu
do duszności
do nienawiści
do zawisłości
do bycia tym kim nie chce!!!

Widzę co się dzieje 
Widzę jak się wszystko zmienia
Czuję jak wszystko dookoła upada
Czuję.
I to tylko na tyle żyję. Żeby czuć.

Memento Mori

Jeden wdech jakby słów brakowało

znowu to samo poczucie bezradności
skąpane to wszystko pod prostym słowem "dojrzałość"
nie wiem gdzie się podziało moje ciało... gdzieś beztrosko dryfujące pod płaczem uśmiechu
nie wiem gdzie podziewam się sam
po mimo tego , że przecież przy was wszystkich na mych ustach ciągle uśmiech trwa

Znowu...

Znowu boję się tych chwil
napędzam się traumą przeszłości
spokojny pokój i łózko
to wszystko co potrzepuję do doskonałości
tylko po to aby zatracić się w czymś... a może w nicości?

Każdy wdech wbija we mnie kolejne sekundy życia
Życia ? owładniętego ty co muszę , a tym kiedy pogrążę się w śnie.
Czy muszę? czy chcę? oba pytania kiedyś tak bardzo od siebie odległe
dziś nie różnią się niczym , gdy głośno je wypowiem wśród moich przyjaciół
-czterech ścian i basu.


Różnice..

Jak różaniec oklepane te stałe słowa
dla miłości
dla uczucia
dla bliskich
dla siebie
Dla różniących się schematów , podejścia i życia
wszystkie
sposoby
różnice
siła walki
przeżycia
zatracona gdzieś na jakiejś polnej drodze
potrącona przez pośpiech czasu którego nie sposób zatrzymać
i można by tu wszystkich bogów zaklinać.

Strach
Jutro? pojutrze?
Gdy ja nie wiem co przyniesie mi kolejna chwila?
Gdy nie wiem czy umiem się jeszcze zatrzymać?

Tyle pytań
mnożąca się liczba znaków zapytania
 z każdym kolejnym czuje ...czuje że padam na kolana...

Znowu?

Znowu mam się podnosić, wynosić ku chwale?
Gdy mam świadomość że legnę w jakimś koncie na "zwale"?
Tyle razy był ten ostatni raz,tyle razy wszyscy trzymali kontrole
a gdy przyszła noc bełkotali o swej niedoli?

Wybieraj!
Między niczym a niczym?
Między skąpanej poezji a słowom z budowy?
Między towarzystwem a towarzystwem?
Między pracą a zabawą?

Nie. Ja podziękuję...
Odchodzę od stołu...
Może chociaż ty będziesz miał większe szanse
by wygrać...
by wygrać życie.

środa, 7 maja 2014

This is Halloween


Wszystko wiruje. Macham rękoma , ledwie tańczę. Widzę ją znowu. Tańczy z kimś.  A podobno tego nie lubi. Odwracam głowę, zamykam oczy. Jestem tylko ja i muzyka . Flesz uderza po oczach. Otwieram je. Widzę smugi moich palców. Pieszczocha , która zostawia długie białe ślady.  Nie wiem dlaczego ale wychodzę z parkietu. Idę do Kibla. Nie wiem po co. Widzę ludzi znajomych. Tu z nimi przyszedłem. Jeszcze myślę. Strzała, zmuś się żeby myśleć. Bez przypałowo. Siadam na jakieś kanapie. Zamykam oczy. Słyszę typową dyskontową muzykę. Ludzie mają na sobie dziwne ubrania. Jeden chyba uciekł z wiezienia, drugi ma mundur  . Tu jakimś wampir  tam wilkołaki. O nie ,nie Strzała. Bezpieczniej dla ciebie będzie jeśli uspokoisz oddech , zamkniesz oczy i spróbujesz żyć. Po prostu. W dech wydech. Ile razy obiecywałeś sobie że to już koniec? Że nie pijesz , nie palisz, nie weźmiesz żadnego gówna? Zawsze kończę tak samo. Nigdy nie wiem kiedy przestać 
-Pan ma już. Wypad z klubu! -mówi do mnie jakaś  kobieta.
-Nie , ja się uspokajam.
- Wie pan ilu już mi tak mówiło tego wieczoru ?
-Nie. Ma pani dychę , i powiedzmy że nabrałem nowych sił.
Wzięła dychę. Mogę zostać. Było blisko. Pamiętaj , Strzała nie możesz siedzieć . Wtedy umierasz. Gram w tą grę.  Zasada prosta. Jeśli nie usiądę przez minutę wygrywam i stawiam sobie piwo. Zaczynam wierzyć że może kiedyś będę normalny. Wchodzę do kibla . Trzeba trochę odbudować morale stary .  Wyciągam z kieszeni portfel . Tu są! Mam moje dwie ostanie piguły. Piguły życia i śmierci. Jeśli nie weźmiesz takiej w odpowiedniej chwili giniesz. To kolejna gra. Humor musi trwać.  
Pierw pod język potem sru do gardełka. Prawie umarłem. Prawie przegrałem. Nie mogę przegrać muszę dalej grać. Bo zacznę myśleć. Nie chce tego! Gramy . Nie usiadłem. Minęły dwie minuty.  Należą mi się zatem dwa piwka! Podbijam do barmana:
-Dwa Lechy na szybkości . - Daje barmanowi banknot on mi podaje piwo. Najwyraźniej rozumiemy się bez słów. Albo widzi w jakim jestem stanie i woli nie wdawać się w rozmowy. Pije mojego Lecha. Przypomina mi się że moją żelazną zasadą było nie picie na piguły, cóż , zasady można zmienić.
Pije , a właściwie przechylam na dwa razy , pierwsze piwo. Spostrzegam Boginię na Sali. Podejść? Nie. I tak nie jesteś wstanie już bajery kręcić. Strzała wlecisz z tym że nie lubisz nazizmu i na pewno nic już z tego nie będzie…  Od niej aż wali nazikiem. Ale mimo to podoba mi się. Jej krwisty makijaż , podarte getry, długie szesnasto dziurkowane   glany. To wszystko tworzy  mój ideał na dzisiejszą noc.
Odwracam się by na nią nie patrzeć.  Piję piwo. Tym razem spokojnie , powoli. Świat zwalnia obroty. Ktoś krzyczy. Ktoś się bije. Jakieś butelki lecą. Przepraszają mnie. Upadłem. Nie wiem co się dzieje.
Czuję krew z nosa. Nagle tępo przyśpiesza . Jakiś frajer mnie uderzył. Nie odpuszczę mu już.  I wszyscy którzy przyszli ze mną.  Podbiega do nas jakiś koleś.
- Jak chcesz się napierdalać to na dwór! Już! –mówi.
Wychodzimy powoli na zewnątrz klubu. Zerkam przez plecy. Nie będziemy sami . Wszyscy nas będą obserwować . Tylko tego mi było trzeba dziś. Ale nie podaruje. Nie i koniec.  Bum.  Kolejna pieść  trafiła mnie tym razem w policzek. Nie czekam na kolejne zaproszenie. Uderzam uderzam. Uderzam.
Kopię. Siadam na nim. Bije go po twarzy. Teraz ja leże. Trzyma mnie dwóch kolegów
-Debilu chcesz go zabić?!
-Spadam do środka.-odpowiadam.
Wchodzę  znowu do mojego królestwa. Krew ściekająca mi po twarzy jest teraz artefaktem. Jestem cały nabuzowany. Znowu widzę  Boginie. Tym razem bez mrugnięcia okiem podchodzę do niej.
-Co pijesz .. Bogini ?
-Martini. A ty już nie pijesz.
-Nie mów mi co mam robić.
-Bo co?!- podnosi głos.
-Bo nie jesteś nie wiadomo kim. – mówię to po czym jednym ruchem przyciągam ją do siebie. Całuje ją. Nie wyrywa się. Nawet nie próbuje się ode mnie odsunąć. Wykonałem zadanie. Pocałowałem ją . Nic więcej tego wieczoru od ciebie nie chce szybka kobieto.
-Lece.  Na parkiet. – mówię . Chcę aby już jej nie było . Nie obchodzi mnie. Dostałem  jej usta. Na więcej nie zasługuję,w tym stanie.
-Mogę iść z tobą ?
-Nie.
Nie idę na parkiet. Wiem że nie ogarnę i znowu będą problemy. Cele na dziś zrealizowane. Spadamy. Tylko jeszcze ta ostatnia wesoła pigułka.. i będę lewitował do domu.  Kocham, kocham ten stan! Brum. Leć leć tableteczko ! Gardełko czeka.. Hop. Nie ma jej.  Uciekła . A razem z nią moja świadomość i życie. Widzę ciało. Lewituje nad nim. To ciało idzie ulicą bez czucia. Umysł jest daleko. Ciało idzie. Stoi grupa. Ciało Napiera. Grupa bije. Ciało ucieka. Nie jestem wstanie po tym wszystkim nawet krzyczeć wołać o pomoc. Nagle jeden z nich wyciąga nóż. Uderza mnie raz drugi . Padam. Wszystko mi wiruje . Tym razem to nie od dragów. To Agonia. Zasypiam.
-Otwórz te oczy idioto jeden!
Słyszę kogoś. Ale nie mam siły wstać. Nawet oddychać nie mam siły..
-Wstawaj !
Nagle, otwieram oczy i wstaję.
-Czy ja jestem w niebie ?
-Nie . I masz przestać udawać że się sztyletujesz tą łyżeczką rozumiesz?!
-A gdzie jestem?
-W swoim domu.  Przyleciałeś tu. Rzuciłeś się na ziemie. Wziąłeś łyżeczkę  i udajesz że Cię zabijają nożem.  Czyli dobra impreza była?
-Nie dobra. Ona była nie zwykła. – mówię po czym zasypiam.