poniedziałek, 8 września 2014

Przemyślenia-część 1

Praca? Szkoła ? Imprezy? Praca czy Studia?
Praca.
-Ej palimy? - powiedział Z.
-Dobra, ale tylko jedną lufe i lecę do domu.-M.
-Ok.
Droga. Idziemy, ja i Z. Zastanawiam się czy to co do niego mówię ma jakikolwiek sens,czy to tylko chwilowe marzenia, które słodko-dźwięcznie pozwalają mi tkwić gdzieś,gdzie myślę że żyję, buszuję i jest ważną i szanowaną osobą, którą albo się kocha albo nienawidzi. Ale czy ...czy gdyby tak było to myślałbym o tym idąc z Z. po bake?  Przy okazji mówiąc o jakiś bzdetach ? Manipulując rozmową tak aby myślał że jest o kilka poziomów wyżej? Odważniejszy,silniejszy,mający lepszych znajomych , lepsze dojścia.A może po prostu zbieram informację? Analizuję. Może. Dużo tych pytań jak na taką krótką drogę. Eh.To takie...zagmatwane.

Wracam na ziemię.

-I gdzie ten twój ziomek?-mówię teraz lekko, delikatnie, mój głos jest pozbawiony emocji , a pytanie bezmyślne, bo i tak nie udzieli mi odpowiedzi.
-Poczekaj. Zaraz. W sumie to zostań tu, jak coś to ogarnij jakiegoś papierosa.
,-Yhym..ale szybko. - zerkam tylko jak odchodzi..
Ręce-kieszeń-słuchawki-muzyka-czil,wszystko to zajęło mi jakieś 10 sekund. Szybko.Szybko,bo muzyka, bo muszę zająć się czymś co lubię , inaczej czas będzie się dłużył. Nienawidzę tego,człowiek ciągle czeka, to na kogoś , to w kolejce po nie zdrowe jedzenie które jest zdrowo promowane, ,to na coś , tu na coś , tam na nicość. Tam na nicość? A może tylko na nicość nie czekamy? Może tylko niczego się boimy?
Bez sensu. Ale momencik, "mery słodka mery mery" wyrywa mnie z nostalgii,dźwięk ,słowa, dużo i pięknie , o tym co złe , zakazane , ale wprowadzające , skłaniające...
do czego? Do rozwiązania problemów egzystencjalnych? delikatnej lopki i zdrowego rozkminiania?Nie. Do beki i przeżywania jak bardzo dobry towar ktoś ogarnął ,ile jego jest, palenia na umór i jaranie się tym , jeżeli ktoś załapie bad tripa. Bezsensu,a mimo tego po raz kolejny to zrobię.

Dochodzę do wniosku że stojąc w bezruchu ,przy drzwiach sklepu, mogę przeszkadzać innym ludziom, więc odchodzę dwa , trzy kroki w prawo i siadam sobie wygodnie, zaprzestając myśleć. Ludzie zaczęli mnie już obserwować , tak jak bym uciekł z koka a wszędzie rozwieszone byłyby plakaty z moją podobizną ostrzegające przed trym jak bardzo jestem pierdolnięty. Ej , no. Przecież dziś się tak nie zachowuję. Nie tańczę idąc środkiem ulicy , nie śmieje się głośno (najczęściej z chamski żartów przesyconych żałobnym humorem) nie śpiewam , ani nie pokazuję jak bardzo jestem zdemoralizowany. Wygodne to blaszane coś na czym usiadłem. Serio.

o! Człowiek z papierosem , a mi się chce palić, po za tym miałem ogarnąć papierosa.
-Dzień dobry, ma Pan może papierosa?
- Zostawiłem w samochodzie...-odpowiada takim tonem jakbym zaraz miał mu dać karę na komputer , telefon i telewizję " i jeszcze na dwór nie wyjdziesz , ja Cię nauczę ty 30 letni gówniarzu" - myślę , ale grzecznie i słodko odpowiadam że rozumiem , że nie ma problemu, starając się
nie zwrócić mu uszczypliwej uwagi że przecież samochód ma za plecami  i mógłby cofnąć się po te głupie fajki. Mniejsza o to w sumie.

Czas dłuży się nie miłosiernie, w głowie pałętają się różne myśli. Mija piętnaście, może dwadzieścia minut...na filmach zawsze przekazywanie dragów trwa krócej no... podchodzisz do murzyna w alejce , dajesz mu kilka dolarów i albo dostaniesz banana albo dobry weed. Tylko w tym mieście musi to być wszystko takie zakamuflowane, takie bezpieczne co jest idiotyzmem bo i tak każdy wie kto handluje , za ile ma i gdzie mieszka..

Na widok kolejnej osoby , zaskakująco szybko zaczynają pracować moje synapsy. Chyba znam tego kolesia. Tylko skąd? Moment. Oglądałem jakieś zdjęcia, potem jakiś koncert. Kolega Buu. Na sto procent. A może nie? Nie ważne. Niech idzie dalej , nie zaczepię go.
- Siema ! - mimo wszystko wypaliłem, nieco podniesionym głosem,ale nie krzycząc, żeby nie zwrócić na siebie uwagi absolutnie wszystkich osób które były w zasięgu mojego wzroku. Nie udało się. Trudno- Co u Ciebie ?
- A nic.. właśnie z pracy wracam i ....- mówi ciągiem chaotycznych zdań przez jakieś pięć minut a ja grzecznie przytakuję, dopowiadam tak aby pociągnąć rozmowę jak długo się da. Zabija mi czas. Znowu myślę o czasie. To nic że spotykam osobę której długo nie widziałem. Zabija czas. Czas którego wbrew pozoru nie mam , ale i tak chce się go pozbyć. Paradoks? o tak , kolejny.- Idziemy zapalić? - sprowadza mnie to jedno magiczne zdanie na ziemię. W tym momencie nie liczy się już czas , ani to że podaję , poddam sobie za chwilę truciznę , która skrócić ma czas którym dysponuję tu na Ziemi. Ale co tam , żyj szybko , kochaj mocno umieraj młodo ! Tak brzmiało to zdanie powtarzane przez długie miesiące krótkiego życia ćpunów? Nawet jeśli nie to..to trudno...
- Pewnie , tylko że ja jak to ja, jak zwykle nie mam papierosów...
-  Ja mam, tylko chodź gdzieś w cień, bo tu słonce piecze nie miłosiernie...
-Ej! powinniśmy się z tego cieszyć ! Przy odrobinie szczęścia możemy zrobić sobie jajeczniczkę na masce jakiegoś samochodu...tylko nie bardzo wiem jak byśmy mieli ją później jeść. - odpowiadam i oboje wybuchamy śmiechem, po mimo tego że gdyby dłużej się nad tym zastanowić to nie było w tym nic zabawnego. ba ! było to stwierdzenie na poziomie neandertalczyka który jeszcze nie do końca wie jak działa pochodnia którą macha w nocy. Ale mniejsza o to.
- Na co ty w ogóle czekasz? -pyta kolega Buu.
- Na kolegę, klimatuję dziś. - odpowiadam, i dopiero teraz dochodzę do wniosku że to on cały czas mówił i to chyba trochę nie grzeczne.
- Czyli w sumie nic się u Ciebie nie zmieniło?
Kurwa. Czekałem na to zdanie. I co teraz? Mam mu powiedzieć że za cholerę nie mam pomysłu na swoje życie? Że piąty dzień imprezuję i najlepszym podsumowaniem było  puszczenie mu "bezsenośći"- pezeta? Że chce iść na te pieprzone studia , ale strach pcha mnie jedynie do kolejnej lufki niż do książek? Ale po co mu ta wiedza i po co się w ogóle nad tym zastanawiam? Przecież to i tak nic nie zmieni. Świat kolorowych kredek i dryfowania miedzy stanem a stanem już dawno się skończył.
- Dużo się zmieniło. Mniej imprezuję , wiesz uczę się do matury , w końcu dziennikarstwo to wymagający kierunek i bardzo trudno się dostać..-odpowiadam czując wstręt do samego siebie. Kłamstwa i kłamstewka. Zbyt delikatnie przechodzą mi przez gardło. Zbyt delikatnie. Czy kiedyś było inaczej? Nie wiem. Nie pamiętam. Tym razem mam szczęście, z opresji i kontynuowania tematu wyrywa mnie telefon.- Muszę odebrać..-mówię to takim tonem jakbym miał zaraz umrzeć a czuję się jakby ktoś zrzucił ze mnie trzy tonową tunikę, albo sędzia stwierdził że za zamordowanie tysiąca ludzi należny mnie ułaskawić. -Halo? Gdzie jesteś i za ile będziesz?
- Za pięć minut , chyba że chcesz podejść , to szybciej, dobre jeeest! -słyszę uchahany głos Z.
- Lecę. Elo.- odpowiadam , rozłączam się - Słuchaj..stary sorry ale ja musze lecieć bo mi ucieknie... sam rozumiesz ..
-Spoko spoko , DOZO ! - żegna się  ze mną. Czuję ulgę.. ale nie mam czegoś ważnego.
Zapomniałem, fuck.
-Dasz mi jeszcze peta? Do miszu potrzebuję...
-Spoko, trzymaj - podaje mi papierosa ,ostatniego papierosa, od tak, jakbyśmy byli dobrymi kumplami i wie że następnym razem to ja go poratuję.
Dojście do Z. zajęło mi jakieś pięć minut. Już z daleka widziałem że jest w niebo wzięty. Czyli zaraz zobaczę co tam dobrego mamy dziś na obiad. I znowu wszystko sie zacznie.
-Masz szluge?
-Jop. Pokaż jak to wygląda- mówię prawie tak bezmyślnie jak wtedy gdy pytałem go dokąd idzie.
-Nie tutaj. Gdzie idziemy?
-No nie wiem, do Ciebie?
-Odpada, nie mam wolnej chaty. Może później..Ale na żwirowni się podobno coś dzieje,lecimy?
-A masz jakieś drobne? Bo u mnie pusto a tak na krzywy to słabo.
-No toć spokojnie,zaraz się zwinie i już nie będziesz myślał o alko.
I znowu, tłumaczymy sobie że alkohol jest gorszy od sensy mili którą będziemy palić,że po alko człowiekowi odpierdala,że są bójki że to że tamto. Tak nagle znajdujemy sobie miliony powodów dla których to powinniśmy jarać,jeszcze więcej i jeszcze częściej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz